środa, 16 marca 2016

ψ(`∇´)ψ

Yooo. Tu wasza kochana Akane, która powinna uczyć się do testu z chemii/angielskiego/robić spikING/prace domową z matematyki. Ale nieee.
No więc jestem za reaktywowawaniem bloga, jeśli tylko damy radę pisać na dwoch na raz. Co do opisu autorek, wyrażam zgodę.
A tak w ogóle, to z kim mamy zastępstwo ma wuefje?
SAO.... Nie ucieknie.
Papatki!

środa, 2 września 2015

Od Sakury

Ze zdumieniem przyglądałam się leżącej na ziemi białowłosej dziewczynie. Właśnie znalazłam ją leżącą na ziemi w samym środku lasu. A ona jeszcze się dziwi.
- Nimfą - odpowiedziałam nie kryjąc irytacji. - Mieszkam tu. Tak, dokładnie w tym drzewie pod którym leżysz. 
- Ej no, sorry.. Skąd miałam wiedzieć? - pomachała dłońmi w geście obrony. 
- Nieważne. Idź sobie, nie lubię, kiedy mi się przeszkadza.
- Kto tu komu przeszkadza? - mruknęła. Zignorowałam to. 
- Idziesz? 
- A gdzie miałabym iść?
- W takim razie zostań. Tylko nie hałasuj - zgodziłam się dla spokoju. - Ale najpierw musisz mi powiedzieć, kim jesteś.

~~~~
Od Kaede

- Uh... widzisz... to jest... umm.... długa historia.... - uśmiechnęłam się i spojrzałam na trawę - haha... eee.... ja.... no.... - starałam się ułożyć coś sensownego ale słowa nie chciały formować się w zdania. Bałam się, że przez przypadek powiem jej o tym, że jestem wilkołakiem. - zgubiłam się w lesie... i nie mogłam znaleźć wyjścia... a byłam zmęczona więc....no wiesz.... zasnęłam? - kłamstwa nie były moją mocną stroną ale przynajmniej nic się nie wydało. Nimfa przez cały czas przyglądała mi się uważnie, w jej wzroku było coś, co mnie odstraszało i sprawiało że czułam się zagrożona.
- Chciałabym powiedzieć ci więcej ale- - w ułamku sekundy mój instynkt przetrwania sprawił że dostałam gęsiej skórki. Dosyć szybko zbliżało się do nas coś niebezpiecznego. Już chciałam uciekać kiedy zza drzew wyszła czerwonowłosa dziewczyna. Wyglądała na zmęczoną i chyba chciała się położyć ale w momencie kiedy zauważyła nimfę na jej twarzy pojawiło się zdenerwowanie po czym uciekła.
- Umm.... czy ty ją znasz? - zapytałam nimfy która patrzała teraz w kierunku z którego przed chwilą nadeszła nieznajoma. Ona również była teraz wyraźnie zdenerwowana. Przez moment nie odzywała się po czym w końcu postanowiła odpowiedzieć na moje pytanie.

Od Kaede

     Kiedy człowiek spędza dużo czasu w lesie, w zgodzie z naturą zazwyczaj zaczyna on ją doceniać i cieszy się ze swojego istnienia, prawda? W moim przypadku jest inaczej. Im dłużej słucham szumu wody płynącej strumykiem pod moimi stopami, im dłużej przyglądam się liściom szybującym na wietrze przed opadnięciem na ziemię i im dłużej staram się pogodzić ze swoim istnieniem... tym bardziej nienawidzę siebie. Bycie mną nie jest wbrew pozorom łatwe. Jako wilkołak staram się trzymać zdala od ludzi. Nie znoszę widoku księżyca który sprawia że robię się agresywna. Nie pociesza mnie nawet fakt, że moja jedyna przyjaciółka, Rei Mirai, robi wszystko żebym nie czuła się źle. Pozwala mi spędzać czas w rezydencji jej klanu, broni mnie przed złymi ludźmi i próbuje mnie przekonać, że nie jestem tak zła jak mi się wydaje. Ale co mi to da? Oprócz mnie Rei jest jedyną osobą która wie czym na prawdę jestem. Twierdzi, że jej to nie przeszkadza, ale w głębi duszy wiem że się mnie boi. Czuję to. Przykro mi że musi ona robić to wszystko tylko po to, żeby mi pomóc. Ponieważ nie chcę, żeby Rei cały czas za mną chodziła i wmawiała mi, ze jestem dobra, często przychodzę do części lasu opuszczonej przez ludzi, o której wiedzą tylko nimfy. Ja znalazłam ją przypadkiem, uciekając któregoś dnia przed burzą, ale ponieważ leśnym duchom nie przeszkadza moja obecność spędzam tu większość swojego czasu. Pogrążona w myślach zamknęłam oczy i położyłam się na trawie. Już prawie zasnęłam kiedy obudził mnie czyjś głos.
- Nic ci nie jest? - otworzyłam oczy i zobaczyłam nad sobą jakąś dziewczynę. Przetarłam powieki i usiadłam wciąż rozkojarzona.
- Kim.... jesteś? - zapytałam ze zdziwieniem, lekko przestraszona przez nagłe pojawienie się tajemniczej postaci.

Od Sayuri

Z drapieżnym uśmiechem na ustach obserwowałam nasz cel i czekałam na dobry moment do ataku. Według danych, które zebrał Arata, ofiarami byli

-.-.-.-.-

DAM DAM DAAAAAAAM I sie nie dowiemy kim byli -.-
Edit: Ciiiiicho!
Edit2: Nie dowiecie się, nyuhuhuhuhuhu~

Od Yuuko

Pokiwałam w zamyśleniu głową. W rzeczywistości obserwował nas ktoś jeszcze, ale nie byłam pewna, czy powinnam mówić o tym Hotarou. Wyraźnie coś go martwiło, a ja byłam pewna, że nie odpiwiedziałby nawet gdybym nalegała. Z resztą, chłopak obecnie tylko by mi przeszkadzał.
- Pójdę poszukać miejsca na spędzenie nocy - oznajmiłam, po czym skierowałem się w stronę lasu, nie czekając na odpowiedź. Uniosłam się i zjednoczyłam z powietrzem. Teraz czułam większą pewność.
Wylądowałam na pustym placu zabaw, na dachu drewnianej wieży. Rozejrzałam się dokoła. Jedyną osobą, którą dostrzegłam, był białowłosy chłopak. Jego duże, czerwone oczy wpatrywały się we mnie, przewiercając mnie na wylot. To było bardzo niepokojące wrażenie.
- Yuuko Aomiya - powiedział cicho, ale wyraźnie.
- Kim jesteś? - zapytałam, mierząc go wzrokiem.
- Mattio Carenzo (Akane: dobrze zapamiętałam?..), członek Gildii i czwarty z trzynastu generałów. (Akane: to chyba jest trochę głupie... Nieważne, nie mam weny. Kropka.)
- Czego chcesz?
- Dołącz do mnie - wyciągnął rękę. - Taka jest moja propozycja.
- Nie mogę - odpowiedziałam bez zastanowienia. - Nie teraz, kiedy...
- Mówisz o tym cyborgu, Hitarou? - chłopak uniósł podbródek. - Jesteś pewna, że tak będzie dla niego lepiej?
- Ja...
- Myślisz, że ci ufa? Myślisz, że twoja obecność ułatwi mu życie? Myślisz, że będziesz mogła chronić go przez resztę jego życia?
- Nie...
- W takim razie, chodź ze mną. Zaprowadzę cię do osób, którym na prawdę na tobie zależy.
- Sugerujesz, że Hotarou...
- Jeśli tak bardzo ci na nim zależy, powinnaś od niego odejść. Tylko pogorszysz jego sytuację. 

Moja weeenooo... Wróć. :I

piątek, 31 lipca 2015

Od San'a

Otworzyłem oczy. Zobaczyłem chłopaka stojącego nade mną. Nie czułem już złości, jak wcześniej. Wydało mi się to w pewnym sensie nienormalne. Byłem spokojny, i wyczerpany. Jednak w jakiś sposób wydawało mi się, że nie uspokoiłem się sam. Czułem się, jakby ogień złości został czymś przykryty, a nie zgaszony.
Spróbowałem się podnieść, lecz znów upadłem na ziemię. Wszystko mnie bolało. Znów popatrzyłem do góry, na chłopaka.
- Kim jesteś?- powtórzyłem zadane wcześniej pytanie. I tym razem nie odpowiedział.
Znów spróbowałem wstać. Udało mi się, jednak trzęsły mi się kolana. Trudno mi się było utrzymać.
- N-nie słyszysz, co do ciebie mówię? - nie wiedzieć czemu, stanie sprawiało mi trudność. Musiałem w to włożyć dużo wysiłku. Zachwiałem się.

Króóóóóótkiiiieeee TT.TT Jakoś tak mi nie wyszło TT.TT

Od Araty

Nie odpowiedziałem. Stałem tylko i patrzyłem na chłopaka. Salamandrowie byli duchami niebezpiecznej, mieprzewidywealnej częśći natury. Tak samo jak najady i aurae, czasami wpadali w szał, a kiedy to się stało, przemieniali się w potwory. Różnica polegała na tym, że kierowali się oni uczuciami, natomiast duchy wiatru w szale odrzucały wszystkie emocje, a oszalałe duchy wody bawiły się swoimi ofiarami.
- Głuchy jesteś!? - krzyknął salamander, podsycając ogień dookoła. - Pytałem się, kim jesteś!
Kiedy po raz drugi mię odpowiedziałem, wyciągnął rękę i wysłał w moją stronę płomienie.
- Neutralizacja - wyszeptałem, a niewidzialna tarcza wchłonęła pociski. To na chwilę zbiło nieznajomego z tropu. Jednak nie na długo, ponieważ już po chwili zaatakował ponownie. I jeszcze raz. Kolejny. Po skroni spłynęła mi kropla potu, ale nadal stałem prosto, w przeciwieństwie do ducha natury, który ledwo trzymał się na nogach.
W końcu ugięły się pod nim kolana i przewrócił się na ziemię. Podszedłem do niego i dotknąłem jego głowy, mrucząc pod nosem "uspokojenie". Ostrożnośći nigdy za wiele.
- Co powinienem z tobą zrobić?.. -zastanowiłwm się głośno. - Przecież nie mogę cię tak zostawić...

Od San'a

Chodziłem bez celu po dużym parku, co jakiś czas zapalając jakiś skrawek trawy. Od razu ulatniałem się z miejsca, bo zdarzyło się, że raz prawie mnie złapali. Czułem się źle, robiąc to, ale myślałem, że tak musi być. W końcu, do czego innego może być stworzony salamander?
 Kilka miejsc było wypalonych. Jedno drzewo jeszcze się paliło. Widziałem dziewczynkę, która uciekała z płaczem. Zdziwiłem się, bo ten widok przynosił mi swego rodzaju satysfakcję.
Rozejrzałem się. W pobliżu nie było już nikogo. Wszedłem na trawnik, a trawa pod moimi stoami zapaliła się. Z każdym krokiem trawa zapalała się. Podszedłem do drzewa i dotknąłem go. Pod naciskiem mojej dłoni odpadł kawałem zwęglonej kory.
Usłyszałem za sobą kroki i zobaczyłem jakiegoś chłopaka. Patrzył się na mnie, ale nic nie robił. Stał w bezruchu.
- Kim jesteś? - spytałem.

Od Hotarou

Odtrąciłem lekko rękę Yuuko.
- Wszystko okay. - powiedziałem, lecz wiedziałem, że mimowolnie zaczerwieniłem się. Cho spowodował... Dość niezręczną sytuację.
Wstałem. Rzeczywiście chciałem wracać. Lecz nie miałem dokąd. A za mną i tak zjawa będzie chodzić. Zamyśliłem się.
- Na pewno wszystko w porządku? - spytała Yuuko. W jej głosie dosłyszałem troskę.
- Tak! - chyba zbyt bardzo podniosłem głos.  Spojrzałem na zjawę. Jej spojrzenie wskazywało na zaniepokojenie.
- Dobrze, rozumiem... - odpowiedziała, lekko obrażonym tonem.
- Przepraszam. - powiedziałem.- Znajdźmy jakieś miejsce, w którym można się przespać.
Nagle odwróciłem głowę. Zaskoczona Yuuko również spojrzała tam, gdzie ja. Usłyszałem za drzewem ruch, lecz wieczór był bezwietrzny.
- Jest tam ktoś? - spytałem.
- Tak. Był tam od jakiegoś czasu/ - powiedziała Yuuko, wciąż patrząc na drzewo.
Podszedłem do drzewa, i wychyliłem się za nie. Stał za nim chłopak. Miał zamknięte oczy, i lekko się trząsł.
- Hej, co tu robisz? - spytałem, uśmiechając się.
Chłopak otworzył oczy. Wyglądał na przerażonego. Po chwili zawahania, odwrócił się i uciekł. Nie biegł szybko, ale nie chciałem iść za nim.
- Czego tu chciał? - Yuuko stała za mną, zaciekawiona.
- Nie wiem. Chyba się mnie wystraszył. W końcu jestem pół robotem. Uciekł. Oczywiście nie mogę być pewny, że nas nie szpiegował, ale wyglądał na trochę młodszego, może ciekawość go tutaj sprowadziła.

czwartek, 30 lipca 2015

Od Araty

Spacerowałem wolno po parku i zastanawiałem się nad wydarzeniami ostatnich dni. Przyglądałem się rozdzinom karmiącym wiewiórki. Nagle poczułem lekkie uderzenie i schyliłem się, aby obejrzeć sprawcę. Małe dziecko, dziewczynka w wieku siedmiu lat, patrzyła na mnie oczami wielkimi z przerażenia. Podałem jej rękę i pomogłem wstać.
- Ogień! - zapłakała, kiedy zapytałem o przyczynę smutku.
- Pożar? - rzeczywiście, czułem dym.
- Pali się! - przytaknęła i uciekła.
- Czuję w tym magię... - westchnąłem i ruszyłem w kierunku, z którego przybiegło dziecko.

Od San'a

Wstałem i spojrzałem na Haru. Coś czułem, że w moim wzroku widać było złość. Nie dbałem teraz o to.
- Nie obchodzi mnie las. Idź z przeprosinami gdzieś indziej.- spuściłem wzrok, ale od razu go podniosłem.
- Jak to cię nie obchodzi?! Przecież ty tam mieszkasz!! - dziewczyna wyglądała na szczerze zdziwioną. - O co ci chodzi?!
- Ten las to nie jest już mój dom. Widzisz to? - na te słowa zapaliłem dłoń- Nie bardzo pasuję do miejsca, które w sekundę może zostać zniszczone przeze mnie, prawda? Szczerze mówiąc, każde miejsce może zostać zniszczone przeze mnie. Rozumiesz?
Ogień w dłoni zgasł. Odwróciłem się, by ukryć fakt, że z moich oczu znów popłynęły łzy.
- Płaczesz? - spytała Haru.
- Nie!- krzyknąłem, i odszedłem parę kroków. - Zostaw mnie. Idź przepraszać kogoś innego. Choć wątpię, żeby Alice i Sakura nawet chciały cię wysłuchać. Gratuluję odwagi do prób. - otarłem policzek. Nie chciałem dać po sobie poznać, że źle mi z tym, co się stało.
~Od Haru~
- Jesteś po prostu tchórzem... - uśmiechnęłam się złowieszczo patrząc na chłopaka - skoro nigdzie nie pasujesz to zabij się tu i teraz. - W tym momencie Sho spojrzał na mnie z przerażeniem. Mnie samą zdziwiło moje zachowanie, nigdy wcześniej nie życzyłam nikomu śmierci. Było już niestety za późno żeby się wycofać. Wzięłam głęboki wdech i z pomocą Sho wstałam z trawy.
- Co masz zamiar zrobić skoro wszędzie tylko niszczysz? - przez cały czas nie byłam w stanie pozbyć się swojego szatańskiego uśmieszku. Bawiło mnie to, jak duch narzekał na swój los, znalazłam w tym swego rodzaju sadystyczną przyjemność.
- Haru, może pora już iść... - Sho pociągnął mnie za rękaw i pokazał ręką na las - chyba to był nasz cel? - ja jednak nie zamierzałam teraz odpuścić. Zignorowałam prośby Sho i kontynuowałam wbijanie chłopakowi mentalnych noży w plecy.
- Myślisz że ktoś się w ogóle przejmuje twoimi problemami?
Od San'a
- Nikt się nie przejmuje. - powiedziałem, siląc się na obojętność. - ale nie mam zamiaru umierać. Nie jestem jedną z tych osób, które odbierają sobie źycie z durnych problemów osobistych. Uważam, że skoro zostałem stworzony do niszczenia, to będę niszczył. - Trawa pod moimi stopami zapaliła się, ale ogień się nie rozprzestrzenił dalej.- w przeciwieństwie do ciebie, mała, ja potrafię nad tym zapanować. Idź dalej przepraszać i użalać się nad sobą. To ci na pewno pomoże.
Odwróciłem się. Wiedziałem, że dziewczyna się wściekła. Ucieszyło mnie to. Na chłopaka w ogóle nie zwracałem uwagi. Minąłem drzewo, które zajęło się ogniem. Widok przerażonych ludzi dawał mi w jakiś sposób satysfakcję.
Tym razem na ratunek nie przybył Quattro. Zostawił mnie. Troche mnie to przeraziło. Jeśli stracę nad sobą panowanie, nikt mi nie pomoże. Mi, ani ludziom w pobliżu. Przez głowę przeszła mi myśl o przeprosinach. Wykluczone. Wyszedłem z parku.

Od Sho

Po długim oczekiwaniu w końcu udało mi się porozmawiać z głową klanu. Ku mojemu zdziwieniu była nią młoda dziewczyna, nie miała nawet dwudziestu lat. Starałem się ukryć rozkojarzenie które się z tym związało i zacząłem tłumaczyć jej sytuację.
***
Kilka minut później Aya znała już moje zadanie i okoliczności w jakich zostałem ochroniarzem i mistrzem Haru. Wziąłem łyk herbaty i rozejrzałem się po pokoju.
- Jeśli coś cię ciekawi, pytaj śmiało. Nie mam nic do ukrycia. - uśmiechnąłem się patrząc jeszcze raz na dziewczynę.
- Dobrze,,, czyli jesteś znajomym rodziców Haru i Rei... - z jej twarzy nie schodził wyraz niepewności. Wiedziałem, że zrobi wszystko, żeby upewnić się że jej nie oszukuję.
- Tak, przed swoją śmiercią matka Rei kazała mi się zaopiekować dziećmi Etsu... - Aya wyglądała jakby doznała olśnienia. Było to na swój sposób zabawne, młoda dziewczyna która musi zachowywać się jak dorosła.
- Etsu czyli ojciec Rei i Haru który został wygnany z naszego klanu, tak? - Dziewczyna była najwyraźniej zapoznana z historią klanu. Kiwnąłem głową na tak po czym wziąłem kolejny łyk herbaty.
- W takim razie proszę cię o oddanie Haru pod moją opiekę. Oczywiście, będzie mieszkać tutaj ale trenować pod moim okiem... - Westchnąłem i pomyślałem o tym, w co takiego się właściwie wpakowałem. - Mogę się z nią zobaczyć? - z zaciekawieniem w głosie zapytałem Ayę.
- Myślę że tak... powinna czuć się nieco lepiej... - dziewczyna cały czas miała co do mnie wątpliwości. Nie dziwiło mnie to ale było bardzo denerwujące. Chwilę później byłem już w pokoju w którym na łóżku leżała wyraźnie zdenerwowana czerwonowłosa dziewczyna. Usiadłem na fotelu obok łóżka i przyjrzałem się jej uważnie. To na pewno była ona, Postanowiłem na złość młodej pani domu pomóc Haru, chociaż Aya zakazała jej wychodzić z domu. Jej również wytłumaczyłem sytuację. Ona uwierzyła mi nieco szybciej, ale na pewno nie dla tego że jest łatwowierna. Podczas całej rozmowy dziewczyna praktycznie dusiła mnie swoim spojrzeniem. Wiedziałem że to jej własny sposób na sprawdzanie ludzi. Z mojego chwilowego zamyślenia wyrwał mnie nietypowy, wręcz dziecinny śmiech który po chwili wypełnił pokój.
- Czemu nie, mam coś do załatwienia w lesie, chodźmy na spacer! - Haru uśmiechnęła się szeroko - ale nie jestem w stanie sama chodzić... - dziewczyna powoli podniosła się z łóżka i wyciągnęła w moją stronę rękę. - pomóż mi skoro od teraz masz mnie trenować. - na jej prośbę pomogłem jej pomóc po czym wyskoczyłem przez okno, uważając żeby nie zranić Haru. Po jakimś czasie byliśmy w jakimś miejskim parku, przez cały czas pomagałem dziewczynie stać więc obydwoje potrzebowaliśmy chwili odpoczynku. Coś mi jednak nie pasowało. W pewnym momencie Haru niechcący powaliła na ziemię jakiegoś chłopaka. Pomogłem jej wstać po czym spojrzałem na nieznajomego. Od razu rozpoznałem jego aurę.
- Jesteś salamandrem, prawda? A, i przepraszam za nią - uśmiechnąłem się i pokazałem na Haru która siedziała teraz na trawie. - ma obecnie problemy z chodzeniem....
- JESTEŚ DUCHEM LEŚNYM?! - Dziewczyna ucieszyła się i przyjrzała chłopakowi po czym szybko posmutniała. - Chciałam... chciałam przeprosić cię za to co stało się przeze mnie z lasem.... - spuściła głowę na trawę i czekała na odpowiedź.

Od San'a

Czułem się, jakbym o czymś zapomniał. Siedziałem w barze, pieniądze leżały na stole, lecz nie były moje. Rozmawiałem z kimś. Nie pamiętam jednak jego twarzy, a po rozmowie została jedynie urywka.
Wstałem i wyszedłem. Miałem nadzieję, że pieniądze są odliczone, choć niezbyt dobrze pamiętam, na co miały iść. Jakby mi się w pewnym momencie film urwał. Wzruszyłem ramionami.
Znów przeszedłem tym samym parkiem. Spotkałem tu kogoś. Lecz jego twarz jakby została wymazana. Nie rozumiałem, co się dzieje.
Nadal nie chciałem zbytnio wrócić do lasu, jednak musiałem. Nie wiedziałem, co tam się dzieje. Choć miałem nadzieję, że nic.
Przeszedłem przez skraj lasu. Przypomniało mi się, czemu byłem taki zły. Uczucie bezradności powróciło. Zamachnąłem się pięścią o drzewo, jednak zatrzymała się ona tuż przed korą. Jestem leśnym duchem. Nie mogę krzywdzić lasu. Opuściłem rękę.
- Jeszcze się nie uspokoiłeś? Dość długo cię nie było... - usłyszałem za sobą głos Eki. Westchnąłem.
- Długo? Nie było mnie jakieś piętnaście minut.- powiedziałem, siląc się na spokój.
- Nie... Ponad godzinę co najmniej. - powiedział, lekko zdziwiony. - Wszystko w porządku?
- Nie dość, że mieszają mi się wspomnienia, to okazało się, że straciłem jeszcze poczucie czasu... - powiedziałem cicho.
- Co mówisz? - Eka wydawał się być zaniepokojony moim zachowaniem.
- Nic.. Jak idzie odbudowa lasu? - udałem zaciekawienie.
- Jakoś... Większość spalonego lasu porastają teraz młode drzewka. Robimy co możemy, żeby choć trochę przyspieszyć ich wzrost. Jednak to nie takie proste... W końcu nie jesteśmy bogami. Szczęście, że w ogóle potrafimy panować nad naturą.. W pewnym stopniu oczywiście. - Kiwnąłem głową.
Było mi przykro, że nie mogłem się na nic przydać. Mój ogień mógł wszystko zniszczyć. Nawet w kwestii gaszenia zabójczego czarnego płomienia nie przydałem się. Nie pomagam zarówno podczas używania innych żywiołów, jak i mojego.
- Nie martw się. - powiedział Eka, kładąc dłoń na moim ramieniu. Nie polepszyło mi to nastroju.. - W końcu musisz się na coś przy-
- Przestań mnie pocieszać! - wybuchłem. Nie chciałem, by ktoś dodawał mi otuchy. - To kłamstwo. Moja moc potrafi jedynie niszczyć!
Szybkim ruchem zdjąłem z ramienia rękę Eki. Wyglądał na zmartwionego. Prychnąłem.
- Masz rację. - powiedział ostrożnie. - Ale nie musisz się tak przejmować. W końcu... - urwał. Nie wiedział, co powiedzieć. Przecież nie miał co.
- W końcu co? Nie przydaję się wam na nic! - odwróciłem się. Nie potrafiłem już kryć złości.
- Spokojnie. Nie musisz się na nic przydawać, jeśli chodzi o moc. Jest wspaniała i powinieneś się z niej cieszyć. W dodatku jesteś świetny w.. używaniu mózgu, że tak powiem. - zaśmiał się nerwowo. - jesteś najlepszym strategiem, jakiego znam.
- Bredzisz. Wspaniała moc? Niszczycielska! Kiedy jej nie użyję, coś zniszczę! - denerwowały mnie te próby pocieszenia. - Strateg? A niby kiedy to się przydaje? Raz na ruski rok! A inne duchy potrafią tworzyć rośliny, sprawiać, że pada deszcz, czy zmienia się krajobraz! Wnerwiasz mnie!
Szybkim krokiem odszedłem z powrotem do miasta, zostawiając zasmuconego Ekę pośród drzew na skraju lasu.
~~~
Siedziałem na ławce w parku, pijąc colę. Złość już trochę minęła. Jednak nie miałem najmniejszej ochoty wracać i patrzeć, jak duchy używają swoich mocy do odbudowy lasu. Uczucie bezradności nadal mnie dręczyło. Zgniotłem puszkę i cisnąłem na ziemię. Jednak po chwili wstałem i ją podniosłem. Dbanie o naturę najważniejsze w każdej chwili.
Na trawie siedziała kobieta z dzieckiem. Już je wcześniej widziałem. Siedziały jednak nie na trawie tylko na kocu. Uśmiechnąłem się złośliwie.
Gdy były zajęte świecącym pudełkiem, podszedłem i za ich plecami dotknąłem palcem koca. Zajął się ogniem. Odszedłem jak gdyby nigdy nic. Po chwili usłyszałem krzyk. Zatrzymałem się i odwróciłem głowę. Kobieta rozpaczliwie próbowała ugasić ogień. Ja jedynie przechyliłem głowę na bok. To był nawet zabawny widok. Po chwili zajęła się i trawa. Wciąż na to patrzyłem.
- Odwaliło ci? - Quattro ugasił ogień, pozostając niewidoczny. Poczułem, jak ktoś łapie mnie za kołnierz i odciąga na bok.  Wodny duch pojawił się. Był zły - To mogło doprowadzić do katastrofy!!
- No i co? Zabawną miała minę. - uśmiechnąłem się. Jednak w następnej chwili poczułem ból na policzku. - Auu!!
- Ogarnij się, chłopie!! - po raz pierwszy widziałem, żeby Quatti się tak wściekł. - Wiem, że pokłóciłeś się z Eką, ale nigdy taki nie byłeś!
- Uważaj, co mówisz! - uniosłem rękę.
- Zrób to, a nie będziesz miał czego szukać w lesie. - powiedział ostrzegawczo. Nie zwróciłem uwagi. Moja ręka opadła, tam, gdzie był chłopak. Duch w porę się ulotnił.
Dopiero po chwili zrozumiałem, co zrobiłem. Straciłem dwóch najlepszych przyjaciół. A według tego, co mówił Quattro, straciłem i dom.
Usiadłem zmarnowany na ziemi. Mimowolnie z moich oczu popłynęły łzy. Jednak moja duma nie pozwalała mi teraz do nich wrócić i błagać o przebaczenie. Nawarzyłem sobie piwa, to teraz mam. Położyłem dłoń na policzku, który był lekko zaczerwieniony od uderzenia. Rzeczywiście, przesadziłem. Wszechobecna w moim umyśle bezradność była nie tylko powodem mojej złości, sprawiła, że na chwilę stałem się innym człowiekiem. Ta chwila zawaliła moje życie.

Od Yuuko

Wpatrywałam się w odchodzącego chłopaka, myśląc o jego nietypowej reakcji. Zdecydowanie coś ukrywał.
- Powinnam go śledzić? - zapytałam Hotarou.
- To mój przyjaciel! - oburzył się lekko, nadal zaczerwieniony.
- On coś ukrywa - spojrzałam mu w oczy.
- Wiem o tym! - zmarszczył brwi. - Ale jednak.
- Będzie dobrze - chciałam dotknąć dłonią jego policzka, ale cofnął się nagle, a jego twarz przybrała lekko różowy oddcień. Zaniepokoiłam się tym, ponieważ Hotarou nigdy wcześniej się tak nie zachowywał. - Wszystko dobrze?

Od Kaito

Westchnąłem. Nie podobało mi się, że muszę mówić to wszystko, jedkak wyglądało na to, że zdobyłem trochę jego zaufania. Później powinienem trochę pozmieniać fakty w jego pamięci.
- Została porwana - powiedziałem bez owijania w bawełnę. - A reszta klanu zamordowana.
- Jak to? - Salamander otworzył szerzej oczy. - Nigdy o tym nie słyszałem!
- Twoje imię?
- San.
- Wszystko to zostało dokładnie zatuszowane. Demony potrafią zrobić coś w tajemnicy, jeśli naprawdę chcą.
Przerwałem na chwilę ten wykład, aby złożyć zamówienie kelnerce, która podeszła do naszego stolika. W jej oczach mogło to wyglądać jak zwykłe spotkanie biznesowe.
- Który klan to zrobił? - zapytał zaciekawiony chłopak.
- Gdzie była moją siostra?
- Na skraju lasu, razem z cyborgiem o imieniu Hotarou.
- Odpowiedzialny za ten incydent był klan Kuroi, a dokładniej głową rodziny, Kazuya. Jak wyglądał ten cyborg?
- Miał metalową rękę - wzruszył ramionami San. - Poza tym, wyglądał normalnie. Czarne włosy, blada skóra...
- Demony zabrał moją siostrę, prawdopodobnie w celu wykorzystania jej umiejętności do szpiegowania wrogów. Czy była w jakiś sposób związana?
- Nie, wyglądała na wolną... - odpowiedział, żując surówkę z marchewki.
- Rozumiem...
- To w sumie wszystko.. - wymamrotał, nieświadomy lekkiej hipnozy, której na nim użyłem. Wyciągnąłen rękę i dotknąłem dwoma palcami jego czoło. Wymazałem z jego pamięci moją twarz i imię, Yuuko, klan Aomiya oraz główny temat rozmowy. Zostawiłem tylko swoje słowa o okrócieństwie demonów. Później położyłem na stole pieniądze za jedzenie i odeszłem. Usunięcie filmu z kamer zostawiłem Cogito.

Od Cho

Uśmiechnąłem się. Pierwszy raz widzę, żeby Hotarou był aż tak zaprzyjaźniony z jakąkolwiek dziewczyną. Jego nigdy nie obchodziły takie rzeczy. Zawsze był zbuntowany.
- J-ja.. - zaczął, lekko zaczerwieniony. - Wyszedłem jedynie na spacer, i.. No, wyszliśmy razem.
- Jasne.. - zaśmiałem się. - Można się było spodziewać, że nie powiesz prawdy. Dobrze, nie będę pytał. W końcu to wasza sprawa.
Podniosłem z ziemi płaski kamyk i podałem go chłopakowi.
- Tym spokojnie możesz robić kaczki. Kamień musi być płaski, żeby mógł odbijać się od tafli wody.- wytłumaczyłem. Hotarou kiwnął głową.
- Dzięki. - Rzucił kamieniem. Trzy kaczki. Nieźle, jak na chłopaka, rzucającego okrągłymi kamykami. - Będę już wracał. - wstał.
- Odprowadzę cię, dobrze? - również wstałem- Mam jeszcze trochę czasu.
- Nie! - krzyknął. Zrobiłem krok w tył, lekko zaskoczony.
- Wszystko w porządku? - spytałem- mniejsza. Nie, to nie.  - Odszedłem kilka kroków i się zatrzymałem. - Jeśli masz jakiś problem, to powiedz. Będę pod telefonem.

Od San'a

Uśmiechnąłem się. Udało mi się naciągnąć chłopaka na jedzenie. ^.^ Skoro zgodził się od tak, od razu, to musi mu zależeć na tej Yuuko. Ciekawe, kim dla niego jest. Może to jakiś porąbany stalker? Nie, nie wygląda na takiego.
Weszliśmy do najbliższego baru i usiedliśmy przy stoliku. Kelnerka wzięła od nas zamówienia.
- Co chcesz wiedzieć?- spytał chłopak. W tym momencie był śmiertelnie poważny. Zdziwiłem się.
- Chcę wiedzieć, jak się nazywasz, kim jest dla ciebie Yuuko i dlaczego tak ci na niej zależy? - powiedziałem. Twarz rozmówcy złagodniała.
- Eh.. Nazywam się Kaito. Kaito Aomiya. Yuuko.. Jest moją siostrą.
Zrobiłem wielkie oczy. Możliwe, rzeczywiście, że jakieś podobieństwo było... Ale nie wziąłem takiej możliwości pod uwagę.
- Rozumiem... Ale skoro jest twoją siostrą, to jakim cudem nie wiesz, gdzie jest? W sensie... Ze chciałeś się dowiedzieć, gdzie ją widziałem.. To znaczy, że uciekła z domu, czy co?

Od Yuuko

- Jestem Yuuko - powiedziałam, jakby było to oczywiste.
- Ach, Yuuko... - uśmiechnął się, zakłopotany naszą reakcją na pytanie. - Nie jesteś człowiekiem, prawda?
- Nie - odpowiedziałam krótko.
- Twoje oczy... - chłopak zawahał się lekko. - Co to za kolor.
- Złoty - oznajmił Hotarou. - Ciekawy, prawda?
Zeskoczyłam z mostu i nie odrywając oczu od nieznajomego, schowałam się za cyborgiem. Obserwowałam go, będąc w gotowości do walki.
- To jest Chõ... Wybacz, ona jest trochę nieśmiała...
- Chõ - powtórzyłam. Wyczuwałam od niego jakąś dziwną, aurę, jednak nie potrafiłam dokładnie określić, co w niej było niepokojące.
Nagle chłopaka przykucnął i wziął do ręki garść kamyków. Przyjrzał się nim uważnie.
- Nie da się nimi puszczać kaczek - zauważył.
- I tak nie mam nic lepszego do roboty - wzruszył ramionami Hotarou.
- Co właściwie robisz to o tej godzinie? I to jeszcze z dziewczyną? - zapytał Chõ, przyglądając się uważnie cyborgowi. - Bo zakładam, że nie jest to randka.

środa, 29 lipca 2015

Od Hotarou

Siedziałem zamyślony nad brzegiem stawu. Zaniepokojony próbowałem robić kaczki, ale kamienie ciężko wpadały do wody z lekkim pluskiem. Yuuko siedziała za mną, pewnie w nie lepszym nastroju. Westchnąłem. Nadchodzi jesień, więc razem z nią i szkoła. Mimo, że teraz mam status bezdomnego, jestem zapisany do szkoły i muszę do niej chodzič..
Pomyślałem o kolegach z klasy. Ciekaw byłem, jak przyjmą mój stan. Oczywiście Chō by tonie przeszkadzało. Wręcz pprzeciwnie, kiedy by się dowiedział od drazu chciałby mi pomóc. Uśmiechnąłem się pod nosem. Miło mieć takiego kumpla.
- Ohayo, Hota! - o wilku mowa, pomyślałem. Odwróciłem się.
Za mną, z wielkim uśmiechem, stał białowłosy chłopak z fioletową grzywką. Cho, ubrany w ciemną bluzę, właśnie mnie znalazł.
- ohayo. Co tu robisz? - spytałem.
- Wyszedłem na spacer. A ty? O tej porze nie wychodziłeś już z domu. Ponoć klan zakazał. -uśmiechnął się i przechylił głowę zamykając oczy. Usiadł na przeciwko mnie. - coś się stało?
- N-nie! Coś ty..- odwróciłem wzrok. Za wcześnie, by mu powiedzieć.
- Okay, powiesz kiedy indziej. Co to za dziewczyna?- spytał, wskazując na Yuuko. Oboje ze zjawą popatrzyliśmy na niego ze zdziwieniem.

Od Kaito

- Yuuko!? - zapytałem, potykając się o własne stopy. Nieznajomy chłopak zaśmiał się z pogardą i włożył ręcę do kieszeni.
- Czuły punkt? - po tych słowach uniósł lekko podbródek.
- Chyba tak... - przybrałem lekki, uśmiech oraz udałem zakłopotanie. - Gdzie ona wtedy była?
-  Wiesz, nie mam w zwyczaju zdradzać nieznajomym poufnych informacji.
- Jeśli chcesz pieniędzy, mogę dać ci więcej niż kiedykolwiek...
- Nie obchodzą mnie pieniądze - przerwała mi. - Chcę wiedzieć, kim jesteś.
- Rozumiem... - westchnąłem, zrezygnowany. - Może porozmawiamy w jakimś innym miejscu?
- Jestem głodny - chłopak wzruszył ramionami. - Ty stawiasz.
- O-okey... - zgodziłem się.
Nagle poczułem dźwięk dzwonka telefonu. Przeprosiłem na chwilę mojego rozmówcę i odeszłem na bok, aby odebrać.
- Kaito? - usłyszałem głos Danielle. - Co ty najlepszego wyprawiasz?
- Sam chciałbym wiedzieć - odpowiedziałem. - Ale...
- Rozumiem. Uważaj na siebie.
Rozłączyła się, zanim zdążyłem odpowiedzieć, więc tylko uśmiechnąłem się lekko, myśląc o tym, ile wysiłku musiało ją to kosztować. Diana nie była osobą, która chętnie mówiła podobne rzeczy.
- Możemy iść - oznajmiłem beznamiętnym głosem. Nieznajomy chłopak kiwnął głową i ruszył ścieżką do miasta.

Od San'a

Odwróciłem się. Chłopak wydał się zaciekawiony i zaniepokojony jednocześnie.
- A co, zależy ci na niej? - powiedziałem z lekko kpiącym uśmiechem. Po chwili zastanowienia chłopak kiwnął głową. - Chodziło mi o dziewczynę.
Źrenice chłopaka lekko się rozszerzyły w zaciekawieniu. Stanąłem tuż przed nim.
- Spotkałem ją w naszym lesie, była z cyborgiem, Hotarou. Nazywała się... -urwałem, próbując przypomnieć sobie imię zjawy.- Yuu... Yuuko. Tak, Yuuko. O nią ci chodziło?

wtorek, 28 lipca 2015

Od Yuuko

Siedziałam na barierce zabezpieczającej przed upadkiem z mostu i w samyśleniu przyglądałam się Hotarou puszczającemu kaczki na brzegu rzeki.
Lato (Akane: Eee... Taka chyba jest pora roku?) już się kończyło. Mijał miesiąc odkąd po raz pierwszy się spotkaliśmy. Jak dotąd nie mieliśmy żadnych problemów związanych z klanem Kuroi, ale wiedziałam, że muszą one w końcu nadejść. Tak jak rok szkolny. Co wtedy? Przecież Hotarou musi chodzić do szkoły, w końcu jest człowiekiem, a dla ludzi edukacja to jedyny sposób na osiągnięcie sukcesu, zapewnienie sobie dostatniego życia i tak dalej. Niezbyt dobrze  rozumiem tą rasę.
- Yuuko? - zapytał nagle chłopak, patrząc na mnie z dołu.
- Tak? - zapytałam, po czym zeskoczyłam na ziemię. Ujęłam w dłonie jego metalową rękę.
- Na horyzoncie - spojrzał na niebo. - Gromadzą się chmury...
- Zanosi się na burzę - pokiwałam głową.
- Mam złe przeczucia...

Od Kaito

- Nic się nie stało - odpowiedziałem z profesjonalnym uśmiechem na ustach i wyciągnąłem rękę do nieznajomego. - Powinieneś bardziej uważać.
- To samo mógłbym powiedzieć do ciebie - odparł, wstając bez mojej pomocy.
Zaśmiałem się nerwowo i podrapałem po głowie. Jednocześnie dokładnie przyglądałem się mojemu rozmówcy. Bez wątpienia był salamandrem. Wskazywały na to jego aura i wygląd. Sprawiał trochę żałosne wrażenie, wyraźnie coś go msrtwiło. Najpewniej miało związek z ostatnimi wydarzeniami w lesie.
- Nie podobasz mi się - stwierdził nagle. - Masz dziwne oczy.
- Nie rozumiem? - udałem zdziwienie. Cechą charakterystyczną mojego klanu są złote oczy.
- Słyszałem już kiedyś o osobie, która miała podobne. I nie chciałbym mieć z nią nic wspólnego - burknął salamander, po czym odwrócił się i chciał odejść, ale położyłem mu rękę na ramieniu.
- Przepraszam, mógłbyś powiedzieć dokładniej, o jaką osobę ci chodzi?

Od San'a

Wkurzony bezradnością wyszedłem z lasu i skierowałem się do miasta. Niewiele osób może rozpoznać, że nie jestem człowiekiem. Nie widziałem problemu.
Mimo to wolałem nie odchodzić daleko od lasu. Szczerze to niezbyt dobrze znałem świat.. Świat ludzi. Oczywiście chodziło mi o to, że boję się zgubić w mieście. Ludzie gubią się w lesie, ja się gubię w mieście.
Przechodziłem przez jakiś park. Nie wierzyłem, że w takim miejscu, zamieszkanych przez ludzi ogarniętych technologią znajdzie się coś takiego, jak park, w którym górowała natura. Gdy to poprawiło mi humor, zauważyłem, że na trawie siedzi kobieta z dzieckiem. I z tabletem. Nawet tutaj, zamiast się cieszyć roślinnością i zwierzętami ludzie wolą się bawić świecącym ekranikiem.
Kiedy tak się przyglądałem rodzince, nagle wpadłem na coś, i się przewróciłem. Spojrzałem do góry i zobaczyłem (kolor włosów Kaito O.o) chłopaka.
- Przepraszam.- powiedziałem, bez cienia skruchy w głosie. Wstałem i się otrzepałem.

Od Raizo

Leżałem w łóżku. Musiałem wrócić do medyka. Jeszcze nie wiedział, czy wszystko było już w porządku. A ja nawet nie pamiętam, co się stało...
Gdy w końcu dostałem pozwolenie, mogłem się przejść po domu. Wbrew pozorom było to bardzo ciekawe zajęcie, bo dom aniołów był pełen ozdób, miał wiele korytarzy i pokoi. Kilka z nich miały uchylone drzwi, ale wolałem nie zaglądać. Z niektórych było słychać rozmowy.
Gdy byłem w korytarzu, który prowadził do wyjścia z budynku, zauważyłem, że chłopak, który był wcześniej ze mną w pokoju, wpuszcza do domu jakiegoś białowłosego chłopaka. Ten mnie minął, lecz nie odezwałem się. Miałem przeczucie, że nie chcę dowiedzieć się o co tu chodzi. Brunet jedynie skinął na mnie i poszedł za gościem. Złapałem go za ramię.
- Mogę wiedzieć, co tu się dzieje? - spytałem.

czwartek, 23 lipca 2015

Od Kaito

- Gdzie mam powiesić to pranie!?
- No już, chwila! - wrzasnęła Artemis z drugiego końca domu. - Nie widzisz, że jestem zajęta!?
- Nie drzyj się tak! - odparła równie głośno Danielle, siedząc na kanapie ze swoim hełmem i plując dookoła okruszkami Pocky. 
- Już jesteś martwa, chimero jedna!
- Wiem! Ty też zaraz będziesz!
- Proszę, uspokójcie się! - krzyknąłem i przejechałem sobie ręką po twarzy. 
- To na nic, stary - odparł radośnie Cogito znad komputera. - Chcesz pooglądać? 
- Dziękuję, postoję. 
Taki właśnie chaos panował codziennie w siedzibie naszej małej grupy, ale jakoś nie przeszkadzało to nikomu poza mną. Szczególnie Cogito miał wszystko głęboko gdzieś, bo kompletnie wyłączał się z życia, zakładając słuchawki i oglądając filmy, nad którymi nie zamierzam się nawet zastanawiać. 
- Ja mam dość, wychodzę! - oświadczyła nagle dziewczyna, wstając z kanapy i rozrzucając Pocky. 
- Poczekaj chwilę, idę z tobą... Cogito, rozwieś pranie. 
- Okeeey... - wymamrotał nieprzytomnie, więc położyłem na ziemi kosz i ulotniłem się szybko z salonu. Wyszedłem do ogródka przez boczne drzwi, przez przypadek prawie mordując całą grządkę marchewek. 

Od Sho

Po długiej podróży w końcu byłem na miejscu. Stałem teraz przed świątynią w lesie. Wyczuwałem tam obecność innych aniołów, więc odetchnąłem z ulgą upewniając się jeszcze raz że się nie zgubiłem. Po chwili postanowiłem porozmawiać z domownikami, więc podszedłem do drzwi i zapukałem. Drzwi otworzył chłopak w zielonym krawacie który wyglądał na mniej rozgarniętego niż ja.
- Zgubiłeś się? - zapytał zaniepokojonym tonem. Coś tutaj zdecydowanie było nie tak. "Najwyraźniej dotarłem tu w samą porę" pomyślałem i uśmiechnąłem się.
- Nie do końca... szukam pewnej dziewczyny... - zacząłem szukać w kieszeni zdjęcia które dał mi mój pomocnik zanim opuściłem stolicę. Kątem oka widziałem strach na twarzy nieznajomego. Najwyraźniej nie byłem pierwszym który przyszedł tu w tym celu i moi poprzednicy raczej nie mieli dobrych zamiarów. Po jakimś czasie udało mi się znaleźć małe zdjęcie przedstawiające dziewczynę.
- To Haru...- chłopak był coraz bardziej przerażony. Musiałem szybko wytłumaczyć mu sytuację, bo inaczej pewnie wyrzuciłby mnie za próg.
- Spokojnie, nie mam złych zamiarów - uśmiechnąłem się i podałem chłopakowi rękę - jestem Sho! - nieznajomy przez chwilę się wahał po czym ostrożnie podał mi rękę - Gon... jestem Gon... - chłopak powiedział spokojniejszym już głosem - więc... jaki jest twój cel? - zapytał przyglądając mi się uważnie.
- Mój cel? - uśmiechnąłem się - jestem swego rodzaju... aniołem stróżem tej dziewczyny - wciąż uśmiechając się wyjąłem z kieszeni zlecenie wydane przez radę starszych - nie ma czego się bać. - Gon przyjrzał się uważnie karcie po czym pokazał mi gestem drzwi.
- Wejdź. Trzeba było od razu powiedzieć że przysłała cię rada starszych... - wszedłem do budynku i rozejrzałem się. Z zewnątrz wyglądał on jak zwykła świątynia, ale po wejściu zmieniał się on nie do poznania. Wszędzie były różnego rodzaju artefakty, książki o mitologii i tym podobne. Człowiek uznałby to za dom fanatyka legend, ale ja jako anioł rozumiałem po co są te wszystkie przedmioty. Gon zaprowadził mnie do pokoju który wyglądał jak salon i powiedział, że głowa rodziny jest póki co nieobecna i muszę poczekać. Usiadłem więc w fotelu, wyciągnąłem z kieszeni opakowanie pocky i zacząłem jeść.

Od Wave

- Może i nie - odezwałam się cicho, wynurzając ze strumyka, który zaczynał na nowo płynąć między drzewami. - Ale na pewno nie jest taka święta jak ci się wydaje. 
- Witaj z powrotem, Wave... - westchnął chłopak.
- Możesz mieć rację - odparł Eka. - I tu wcale nie chodzi o rasę. 
- Nawet duchy natury bywają chciwe, zazdrosne i po prostu złe - wylałam mu na głowę trochę zimnej wody. - Nie ma co się mazać - ujęłam jego twarz w dłonie. - Zrozumiano!?
- Ech... A ja myślałem, że nagle stałaś się miła... - westchnął duch ziemi. 
- Myślałeś? - udałam zdziwienie. 
- Wave, możesz już mnie puścić? - wymamrotał zakłopotany Quattro.
- Nie - uśmiechnęłam się sadystycznie. - Dopiero jak przestaniesz się zamartwiać.
- Tu chyba nie ma normalnych osób... - przewrócił oczami Eka. 
I nagle jakoś zrobił się mokry. 

Od Eka

- Hej, hej! Spokojnie, Alice! - krzyknąłem, rozdzielając ścianą ziemi Alice i San'a. - Kłótnie nie są nam potrzebne, tym bardziej teraz! Eh.. Słuchajcie, potrzebujemy współpracy, by choć trochę przyspieszyć odnowę lasu, więc proszę. Ogarnijcie się, okay?
San kiwnął głową, lecz Alice tylko spojrzała na mnie wzrokiem pełnym wyrzutu. Czasami naprawdę, zachowywali się oboje jak dzieci. Kłótnie to chyba było ich hobby.
- Pomożecie nam, prawda, Alice, Sakura? - powiedział błagalnym tonem Quattro. San sprawiał wrażenie, jakby on jedyny myślał racjonalnie.
- Nadzieja matką głupich. Szkoda tylko, że mój ogień jedynie by wam zaszkodził. - powiedział  z wyrzutem.
- Racja... Na niewiele się przydasz.- przyznałem, a salamander spojrzał na mnie ze złością. - No co? Sam to powiedziałeś.
- Zacznijmy w końcu działać, a nie tracimy czas na gadanie. - powiedziała oschle Alice. Kiwnąłem głową.
Zaczęliśmy nawoływać duchy lasu, do tego, by użyli swoich mocy i umiejętności przy odbudowie. Oczywiście, w miarę możliwości. Małe drzewka po jakimś czasie zaczęły rosnąć, z pomocą deszczu. Las zaczął ożywać.
Zauważyłem, że Quattro gdzieś idzie. Poszedłem za nim, aż do jakiegoś miejsca, które było doszczętnie spalone. Zatrzymał się tam, i na ziemi położył kwiat. Mały, wielkości stokrotki. Zdziwiłem się.
- O co chodzi? - spytałem. Quattro odwrócił się.
- Nie wierzę, że Haru zrobiła to specjalnie. To nie może być prawda,  - powiedział smutnym głosem.

Od Alice

Ze łzami w oczach przyglądałam się szczątkom tego, co było kiedyś moim domem. Niewiele z tego pozostało.
Wschodzące słońce oświetlało dymiące resztki drzew. Niektóre jeszcze się paliły. Między nimi stały lub klęczały zrozpaczone duchy natury, które straciły swoich bliskich. Nieliczne najady gasiły resztki ognia, cicho pochlipując. San wrzeszczał coś do Quattro, a Eka próbował go uspokoić. 
- Chodźmy.. Do nich - wymamrotała Sakura, pochylając głowę. Twarz ukryła za włosami. 
- Dobrze - zgodziłam się. Nadal byłam zła, że tak bezmyślnie przyjęli nieznajomą, ale wobec katastrofy jaka spotkała las, moje uczucia były nieistotne. 
- Alice, Sakura! - powiedział z nadzieją Quattro. - Mogłybyście nam pomóc?
- Mówiłem już, że to nie ma żadnego sensu! - krzyknął znowu San. - Nic nie da się zrobić! Gdybyśmy tylko nie...
- San - przerwała mu Sakura. - Nie zostawimy tego tak. To jest nasz dom - wyrwała mi swoją rękę i zachwiała się. Jej stan nie wynikał z ran poniesionych podczas walki. Drzewo, do którego należała musiało zostać w znacznej mierze spalone, a ona sama czuła się winna, że nie zapobiegła katastrofie. 
- Wszystko będzie dobrze! - uśmiechnęłam się szeroko, bo tylko to mogłam zrobić.
- Zamknij się! Łatwo ci mówić! Pojawiłaś się nagle nie wiem skąd i oświadczyłaś, że chcesz tu mieszkać! Nie możesz zrozumieć, co czyje ktoś, kto mieszkał tu całe życie! 
- Nie mogę! Ale to nie znaczy, że nie jest to mój dom! - zdenerwowałam się. W tym momencie Salamander przekroczył wszelkie granice mojej wytrzymałości. Po prostu się na niego rzuciłam.

Od Rei

Przez dłuższy czas siedziałam w wygodnym fotelu czytając książkę i zastanawiając się, dlaczego nasza rodzina ma takiego pecha. Wierzyłam w to, że Haru nie miała złych zamiarów i jej moc była po prostu ciężka do opanowania. Po jakimś czasie zasnęłam, zapominając o tym, że Aya kazała mi pilnować dziewczyny. Obudził mnie czyjś krzyk. Nie zdziwiło mnie to, że był to krzyk Haru. Najwyraźniej śnił jej się jakiś koszmar. Postanowiłam z nią porozmawiać, może to by nam pomogło.
- spokojnie, już nic się nie dzieje... - starałam się uspokoić ją tłumacząc sytuację. - nie powinnaś się teraz za dużo ruszać... - spojrzałam na bandaże chaotycznie ukrywające rany po walce w lesie po czym wstałam. - nawet nie myśl o wstawaniu z łóżka. Musisz teraz odpoczywać.
- Ale- - dziewczyna szybko podniosła się tylko po to, żeby w bólu upaść z powrotem na łóżko.
- Mówiłam. Odpoczywaj. - rzuciłam jej książkę do poczytania po czym wyszłam. Modliłam się żeby tylko nie wymyśliła nic głupiego. Po chwili chodzenia po domu wyszłam do ogrodu by odetchnąć. Sama już nie wiedziałam co o tym wszystkim myśleć.

Od Quattro

Las w końcu przestał płonąć. Mój deszcz niestety nie zdziałał nic przeciwjo katastrofie. Widziałem wiele duchów lasu, które opłakiwały okropny stan swojego domu. Było mi ich żal, ale jeszcze bardziej było mi żal osoby, ktòra to wszystko spodowała.
Wiedziałem, że to moc Haru. Uważałem, że nie potrafiłazapanować nad swoją mocą. Wymknęła jej się z pod kontroli. Napewno nie chciała tego wszystkiego. Albo po prostu ja tak uważałem.
Widziałem scenę śmierci dziewczyny, która pomagała w opanowaniu Haru. Spłonęła. Stałem chwilę w milczeniu w miejscu, w którym zginęła. Nie pozostało po niej nic...
Musiałem wyglądać jeszcze smutniej, niż zwykle. Ale postanowiłem, że z pomocą San i Eki, zmotywujemy leśne duchy do działania. Lasu co prawda nie odnowimy, ale hamadriady i inne duchy lasu, drzew i innych roślin zdołają choć trochę przyspieszyć proces odnowy. Z pomocą moją, Wave i Alice, uda nam się kontrolować wodę, by sprzyjała wzrostowi drzew. Eka też z pewnością pomoże. Ogarnęła mnie nadzieja.
- Powariowałeś?!- wrzasnął na mnie San, gdy dowiedział się, co zamierzam zrobić- To się nie uda!
- Dlaczego tak myślisz? W końcu nadzieja umiera ostatnia! - odpowiedziałem, lekko zaskoczony reakcją Salamandra.
- Coś w tym jest, San. - Powiedział Eka, ale i on nie zbyt wierzył w plan odbudowy lasu.
- Miałem nadzieję, że mi pomożecie... W końcu ja nie jestem dobry w takim... zagrzewaniu do walki ... - spuściłem wzrok.  Było mi przykro z reakcji moich przyjaciół. Ten jeden jedyny raz miałem więcej wiary w siebie niż oni, A jednak niewiele to daje...