- Hej, hej! Spokojnie, Alice! - krzyknąłem, rozdzielając ścianą ziemi Alice i San'a. - Kłótnie nie są nam potrzebne, tym bardziej teraz! Eh.. Słuchajcie, potrzebujemy współpracy, by choć trochę przyspieszyć odnowę lasu, więc proszę. Ogarnijcie się, okay?
San kiwnął głową, lecz Alice tylko spojrzała na mnie wzrokiem pełnym wyrzutu. Czasami naprawdę, zachowywali się oboje jak dzieci. Kłótnie to chyba było ich hobby.
- Pomożecie nam, prawda, Alice, Sakura? - powiedział błagalnym tonem Quattro. San sprawiał wrażenie, jakby on jedyny myślał racjonalnie.
- Nadzieja matką głupich. Szkoda tylko, że mój ogień jedynie by wam zaszkodził. - powiedział z wyrzutem.
- Racja... Na niewiele się przydasz.- przyznałem, a salamander spojrzał na mnie ze złością. - No co? Sam to powiedziałeś.
- Zacznijmy w końcu działać, a nie tracimy czas na gadanie. - powiedziała oschle Alice. Kiwnąłem głową.
Zaczęliśmy nawoływać duchy lasu, do tego, by użyli swoich mocy i umiejętności przy odbudowie. Oczywiście, w miarę możliwości. Małe drzewka po jakimś czasie zaczęły rosnąć, z pomocą deszczu. Las zaczął ożywać.
Zauważyłem, że Quattro gdzieś idzie. Poszedłem za nim, aż do jakiegoś miejsca, które było doszczętnie spalone. Zatrzymał się tam, i na ziemi położył kwiat. Mały, wielkości stokrotki. Zdziwiłem się.
- O co chodzi? - spytałem. Quattro odwrócił się.
- Nie wierzę, że Haru zrobiła to specjalnie. To nie może być prawda, - powiedział smutnym głosem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz