Las w końcu przestał płonąć. Mój deszcz niestety nie zdziałał nic przeciwjo katastrofie. Widziałem wiele duchów lasu, które opłakiwały okropny stan swojego domu. Było mi ich żal, ale jeszcze bardziej było mi żal osoby, ktòra to wszystko spodowała.
Wiedziałem, że to moc Haru. Uważałem, że nie potrafiłazapanować nad swoją mocą. Wymknęła jej się z pod kontroli. Napewno nie chciała tego wszystkiego. Albo po prostu ja tak uważałem.
Widziałem scenę śmierci dziewczyny, która pomagała w opanowaniu Haru. Spłonęła. Stałem chwilę w milczeniu w miejscu, w którym zginęła. Nie pozostało po niej nic...
Musiałem wyglądać jeszcze smutniej, niż zwykle. Ale postanowiłem, że z pomocą San i Eki, zmotywujemy leśne duchy do działania. Lasu co prawda nie odnowimy, ale hamadriady i inne duchy lasu, drzew i innych roślin zdołają choć trochę przyspieszyć proces odnowy. Z pomocą moją, Wave i Alice, uda nam się kontrolować wodę, by sprzyjała wzrostowi drzew. Eka też z pewnością pomoże. Ogarnęła mnie nadzieja.
- Powariowałeś?!- wrzasnął na mnie San, gdy dowiedział się, co zamierzam zrobić- To się nie uda!
- Dlaczego tak myślisz? W końcu nadzieja umiera ostatnia! - odpowiedziałem, lekko zaskoczony reakcją Salamandra.
- Coś w tym jest, San. - Powiedział Eka, ale i on nie zbyt wierzył w plan odbudowy lasu.
- Miałem nadzieję, że mi pomożecie... W końcu ja nie jestem dobry w takim... zagrzewaniu do walki ... - spuściłem wzrok. Było mi przykro z reakcji moich przyjaciół. Ten jeden jedyny raz miałem więcej wiary w siebie niż oni, A jednak niewiele to daje...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz