czwartek, 30 lipca 2015

Od San'a

Czułem się, jakbym o czymś zapomniał. Siedziałem w barze, pieniądze leżały na stole, lecz nie były moje. Rozmawiałem z kimś. Nie pamiętam jednak jego twarzy, a po rozmowie została jedynie urywka.
Wstałem i wyszedłem. Miałem nadzieję, że pieniądze są odliczone, choć niezbyt dobrze pamiętam, na co miały iść. Jakby mi się w pewnym momencie film urwał. Wzruszyłem ramionami.
Znów przeszedłem tym samym parkiem. Spotkałem tu kogoś. Lecz jego twarz jakby została wymazana. Nie rozumiałem, co się dzieje.
Nadal nie chciałem zbytnio wrócić do lasu, jednak musiałem. Nie wiedziałem, co tam się dzieje. Choć miałem nadzieję, że nic.
Przeszedłem przez skraj lasu. Przypomniało mi się, czemu byłem taki zły. Uczucie bezradności powróciło. Zamachnąłem się pięścią o drzewo, jednak zatrzymała się ona tuż przed korą. Jestem leśnym duchem. Nie mogę krzywdzić lasu. Opuściłem rękę.
- Jeszcze się nie uspokoiłeś? Dość długo cię nie było... - usłyszałem za sobą głos Eki. Westchnąłem.
- Długo? Nie było mnie jakieś piętnaście minut.- powiedziałem, siląc się na spokój.
- Nie... Ponad godzinę co najmniej. - powiedział, lekko zdziwiony. - Wszystko w porządku?
- Nie dość, że mieszają mi się wspomnienia, to okazało się, że straciłem jeszcze poczucie czasu... - powiedziałem cicho.
- Co mówisz? - Eka wydawał się być zaniepokojony moim zachowaniem.
- Nic.. Jak idzie odbudowa lasu? - udałem zaciekawienie.
- Jakoś... Większość spalonego lasu porastają teraz młode drzewka. Robimy co możemy, żeby choć trochę przyspieszyć ich wzrost. Jednak to nie takie proste... W końcu nie jesteśmy bogami. Szczęście, że w ogóle potrafimy panować nad naturą.. W pewnym stopniu oczywiście. - Kiwnąłem głową.
Było mi przykro, że nie mogłem się na nic przydać. Mój ogień mógł wszystko zniszczyć. Nawet w kwestii gaszenia zabójczego czarnego płomienia nie przydałem się. Nie pomagam zarówno podczas używania innych żywiołów, jak i mojego.
- Nie martw się. - powiedział Eka, kładąc dłoń na moim ramieniu. Nie polepszyło mi to nastroju.. - W końcu musisz się na coś przy-
- Przestań mnie pocieszać! - wybuchłem. Nie chciałem, by ktoś dodawał mi otuchy. - To kłamstwo. Moja moc potrafi jedynie niszczyć!
Szybkim ruchem zdjąłem z ramienia rękę Eki. Wyglądał na zmartwionego. Prychnąłem.
- Masz rację. - powiedział ostrożnie. - Ale nie musisz się tak przejmować. W końcu... - urwał. Nie wiedział, co powiedzieć. Przecież nie miał co.
- W końcu co? Nie przydaję się wam na nic! - odwróciłem się. Nie potrafiłem już kryć złości.
- Spokojnie. Nie musisz się na nic przydawać, jeśli chodzi o moc. Jest wspaniała i powinieneś się z niej cieszyć. W dodatku jesteś świetny w.. używaniu mózgu, że tak powiem. - zaśmiał się nerwowo. - jesteś najlepszym strategiem, jakiego znam.
- Bredzisz. Wspaniała moc? Niszczycielska! Kiedy jej nie użyję, coś zniszczę! - denerwowały mnie te próby pocieszenia. - Strateg? A niby kiedy to się przydaje? Raz na ruski rok! A inne duchy potrafią tworzyć rośliny, sprawiać, że pada deszcz, czy zmienia się krajobraz! Wnerwiasz mnie!
Szybkim krokiem odszedłem z powrotem do miasta, zostawiając zasmuconego Ekę pośród drzew na skraju lasu.
~~~
Siedziałem na ławce w parku, pijąc colę. Złość już trochę minęła. Jednak nie miałem najmniejszej ochoty wracać i patrzeć, jak duchy używają swoich mocy do odbudowy lasu. Uczucie bezradności nadal mnie dręczyło. Zgniotłem puszkę i cisnąłem na ziemię. Jednak po chwili wstałem i ją podniosłem. Dbanie o naturę najważniejsze w każdej chwili.
Na trawie siedziała kobieta z dzieckiem. Już je wcześniej widziałem. Siedziały jednak nie na trawie tylko na kocu. Uśmiechnąłem się złośliwie.
Gdy były zajęte świecącym pudełkiem, podszedłem i za ich plecami dotknąłem palcem koca. Zajął się ogniem. Odszedłem jak gdyby nigdy nic. Po chwili usłyszałem krzyk. Zatrzymałem się i odwróciłem głowę. Kobieta rozpaczliwie próbowała ugasić ogień. Ja jedynie przechyliłem głowę na bok. To był nawet zabawny widok. Po chwili zajęła się i trawa. Wciąż na to patrzyłem.
- Odwaliło ci? - Quattro ugasił ogień, pozostając niewidoczny. Poczułem, jak ktoś łapie mnie za kołnierz i odciąga na bok.  Wodny duch pojawił się. Był zły - To mogło doprowadzić do katastrofy!!
- No i co? Zabawną miała minę. - uśmiechnąłem się. Jednak w następnej chwili poczułem ból na policzku. - Auu!!
- Ogarnij się, chłopie!! - po raz pierwszy widziałem, żeby Quatti się tak wściekł. - Wiem, że pokłóciłeś się z Eką, ale nigdy taki nie byłeś!
- Uważaj, co mówisz! - uniosłem rękę.
- Zrób to, a nie będziesz miał czego szukać w lesie. - powiedział ostrzegawczo. Nie zwróciłem uwagi. Moja ręka opadła, tam, gdzie był chłopak. Duch w porę się ulotnił.
Dopiero po chwili zrozumiałem, co zrobiłem. Straciłem dwóch najlepszych przyjaciół. A według tego, co mówił Quattro, straciłem i dom.
Usiadłem zmarnowany na ziemi. Mimowolnie z moich oczu popłynęły łzy. Jednak moja duma nie pozwalała mi teraz do nich wrócić i błagać o przebaczenie. Nawarzyłem sobie piwa, to teraz mam. Położyłem dłoń na policzku, który był lekko zaczerwieniony od uderzenia. Rzeczywiście, przesadziłem. Wszechobecna w moim umyśle bezradność była nie tylko powodem mojej złości, sprawiła, że na chwilę stałem się innym człowiekiem. Ta chwila zawaliła moje życie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz