środa, 1 lipca 2015

Od Sakury

Spojrzałam na dziewczynę leżącą w strumieniu i skrzywiłam się.
Najwyraźniej należała do tego typu osób, które trzeba mocno zranić, aby cokolwiek zrozumiały. Fizycznie, psychicznie. Bez różnicy.
Zaczynałam jej nienawidzić. Zniszczyła mój las. Zabiła wiele duchów natury. A wszystko to przez swój bezsensowny upór i jaką tam dumę, która nie była nic warta.
- Chcesz zginąć? - zapytałam ledwo przytomną dziewczynę.
Nie odpowiedziała.
- Eeech... - skrzywiłam się. - Niestety, nie mogę cię tak zostawić. A szkoda.
Wyciągnęłam ją z wody i oparłam o pień drzewa. Co jakiś czas nabierałam wody ze strumienia i gasiłam płomienie. Momentami zrywał się lekki wiatr, ale tylko rozprzestrzeniał ogień. W końcu dziewczyna odzyskała przytomność.
- Gdzie ja jestem?... - zapytała cicho. 
- W lesie. Uwierz, że też się nie cieszę - odparłam ze złością.
- Co się stało?..
- Jesteś bezmyślnym, rozpieszczonym dzieckiem.
- Co? 
- No mówię. Skończ lepiej to dramatyzowanie i odejdź stąd tak daleko, jak to możliwe. 
- Nie mogę! - spróbowała wstać, jednak była na to zbyt słaba. 
Bezceremonialnie uderzyłam ją w twarz. Wiedziałam, że to co robię jest okrutne, jednak znalezienie innego sposobu na zwrócenie jej uwagi wykraczało poza moje zdolności oraz cierpliwość. Tak więc wypróbowałam starą, sprawdzoną metodę. Z plaskacza...
- Au! - krzyknęła. - Co ty robisz?!
- Ojej... Zawsze chciałam to zrobić...
- Jesteś wredna!!!
- Powiedziała ta, która spaliła pół lasu, wybiła sporo niewinnych zwierząt i hamadriad. Przeklęłabyś chociaż. Nieważne - wstałam.
- Jeszcze jeden taki wyskok i po tobie - rzuciłam no pożegnanie, po czym zniknęłam w tym, co kiedyś było lasem. 

Nadal nie mam weeenyyy.... :'(

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz