wtorek, 23 czerwca 2015

Od Yuu

Rozejrzałem się jeszcze raz dookoła. Tak jak myślałem, shinigami zniknął już na dobre, zabierając ze sobą nimfę. Westchnąłem i z powrotem wszedłem do pokoju w którym czekała Sayuri. Lekko zdenerwowanym głosem odezwałem się.
- Uciekli, i "bohater" i nimfa... - odwróciłem się by nie musieć patrzeć na wręcz mordercze spojrzenie które pewnie miała zamiar posłać w moją stronę zawiedziona dziewczyna.
- Jeśli chcesz mogę dalej szukać... - spojrzałem na podłogę polerując mój pistolet - pewnie prędzej czy później sama się pokaże, chyba nawet nie ma pojęcia że nie jest człowiekiem, prawda? - drwiącym głosem kontynuowałem swój monolog - jeśli nie dostanie się zbyt szybko do jakiegoś klanu aniołów to wciąż jest jeszcze szansa... zresztą anioły to dla nas nie problem, prawda? - zaśmiałem się i spojrzałem na dotychczas milczącą Sayuri - to co? Jakieś polecenia? Zadania? Nic? - usiadłem w fotelu czekając na jej odpowiedź.

((odpisz w tym Akane, ok?))

Od Sayuri
Milczałam. Wiedziałam, że ojciec nie będzie zadowolony, więc próbowałam ułożyć jakiś plan, jednak bez powodzenia.
-Możesz wracać... - odparłam w zamyśleniu,
- Nie mogę! - Yuu zacisnął dłonie w pięści. - Nawaliłem! Gdyby nie ja...
- Nie pochlebiaj sobie - rzuciłam z pogardą. - Nie zawsze wszystko musi być twoją winą.
Zmarszczyłam brwi i zacisnęłam zęby. Chwyciłam stare radio i rzuciłam nim o ścianę, rozwalając urządzenie w drobny mak. Już nigdy nie wydobędzie się z niego żaden dźwięk.
Chłopak cofnął się lekko, zaskoczony nagłym wybuchem złości.
- Dostanę go - wycedziłam. - Dostanę go w swoje ręce. Idź po niego. weź Aratę i bądź ze mną w kontakcie. Jeśli zrobi się gorąco, chętnie wpakuję w kogoś parę kulek.

***
-O-okay.... - Sayuri była jedną z niewielu osób które wywoływały u mnie przerażenie. Tak jak kazała szybko wyszedłem z domu by szukać Araty. Nie miałem pojęcia gdzie teraz jest, ale było kilka miejsc które chciałem sprawdzić. Pierwszym z nich była opuszczona budowla w środku miasta. Tak jak myślałem, tuż po wejściu tuż obok mnie przeleciało kilka kul z pistoletu. Na szczęście w porę tego uniknąłem. Arata stał w pozycji obronnej po drugiej stronie budynku.
- Spokojnie, to tylko ja... - spojrzałem na dziury po kulach i westchnąłem - pierw dowiedz się kto cię odwiedza, potem strzelaj.... - usiadłem na starym fotelu i wyciągnąłem zdjęcia dwóch dziewczyn - pierwsza sprawa, mamy ich szukać, druga sprawa przy okazji znajdźmy tego przeklętego shinigami.... - starałem się uspokoić ale denerwował mnie fakt, że dałem się tak łatwo pokonać.
- Eh... nieważne. Sayuri mówiła że może chciałbyś się ze mną zabrać więc.... co ty na to? - spojrzałem na niego próbując odczytać emocje na tej wręcz pustej twarzy.

Od Araty
- Czy chciałbym? - zapytałem chłodno. - Niespecjalnie.
- Daj spokój - westchnął z irytacją Yuu. - Oboje wiemy, jak kończy się denerwowanie twojej siostry.
- Chyba nie mam wyboru... Kim jest ten shinigami i czym sobie zasłużył na waszą uwagę?
- Porwałem tą jedną, Five - pokazał mi zdjęcie dziewczyny w kimonie. - A on przyszedł ją uratować.
- A wy daliście im uciec? - uśmiechnąłem się lekko, z pogardą.
- Miał szczęście. Nie doceniliśmy go - odwrócił wzrok. - To idziesz?
- A mam jakiś wybór?
- Zapytaj swoją siostrę.
- Wolałbym tego uniknąć - odpowiedziałem, podchodząc do wyjścia. - Ale ciekawi mnie, jakim człowiekiem jest ten cały shinigami, który tak bardzo zalazł za skórę mojej siostrze.
***
- tylko... gdzie powinniśmy ich szukać? - w tym momencie zorientowałem się, że nie mam bladego pojęcia co robić. Arata spojrzał na mnie obojętnym wzrokiem.
- "Szukajcie a znajdziecie" prosta zasada... - westchnął i ruszył w stronę wyjścia. Szedłem za nim, aż doszliśmy do bram miasta.
- po co tu jesteśmy? - nie wiedziałem jaki był plan Araty, pozostało mi za nim iść. Chłopak milczał przez moment po czym odezwał się.
- pomyśl anioły nie żyją w miastach, tylko w zespołach świątyń z dala od ludzi. To dobry początek... - Arata nie odwrócił się do mnie nawet na chwilę.
- Rozumiem...masz rację. - przyspieszyłem  trochę by dogonić chłopaka.
- gdzie teraz? - rozejrzałem się po lesie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz