Przyjrzałem się uważnie chłopakowi w drzwiach. Miał brązowe, rozczochrane włosy
- Jestem lekarzem - odpowiedziałem. - Wzywano mnie.
- O niczym podobny nie słyszałem - powiedział chłopak i przyjrzał mi się podejrzliwie. - Mamy już lekarza.
- Powiedziano mi tylko, że potrzeba pomocy przy zwalczeniu trucizny.
- No dobrze.. - westchnął ciężko. - Ale musi liczyć się pan z tym, że będzie pan nieustannie obserwowany.
- Rozumiem - wszedłem do środka i rozejrzałem się po wielkim holu.
- Czy został pan poinformowany... O naszej sytuacji? - zapytał chłopak
- Oczywiście - odpowiedziałem krótko, studiując wnętrze. - Anioły...
***
-Dobrze, to tutaj.... - zaprowadziłem mężczyznę do pokoju w którym leżał Raizo - będę pana pilnować w czasie gdy pan będzie się zajmować pacjentem..... - usiadłem na krześle i pokazałem lekarzowi fotel - proszę usiąść - wskazałem gestem ręki. Lekarz wydawał się raczej podejrzany ale póki co starałem się mu zaufać. Wiedziałem, że Haru i Five są w niebezpieczeństwie i że wróg przekraczający próg naszego domu mógłby doprowadzić do katastrofy.
- Kiedy pan skończy? Chce pan coś do picia? Jakieś pytania? - łagodnym głosem starałem się zyskać zaufanie mężczyzny.
***
Zmarszczyłem brwi i popatrzyłem na chłopaka. Miałem ochotę wyrzucić go przez okno, jednak musiałem się powstrzymać. Takie działania mogą poczekać.
- Przede wszystkim proszę nie zadawać więcej pytań - odpowiedziałem z kamienną twarzą. - Bo to bardzo rozprasza.
Nie usiadłem, tylko od razu podszedłem do chorego i przyjrzałem się ranie. Nie była duża, ale wyglądała okropnie. Niebieskawa ciecz bez wątpienia była trucizną należącą do Yuu. Pobrałem jej próbkę i wyjąłem z torby odpowiedni sprzęt i składniki na różne antidotum. Gdybym od razu podał mu odtrutkę, ten irytujący chłopak odgadłby moją tożsamość, więc zająłem się "identyfikowaniem" substancji i "znajdywaniem" antidotum. Musiałem stworzyć też substancję, dzięki której zapomni o wydarzeniach kilku ostatnich dni.
***
Cierpliwie siedziałem na swoim miejscu obserwując pracę tego dziwnego lekarza. Wyglądał na zawodowca, ale miał wokół siebie dziwnie niepokojącą, prawie ukrytą aurę. Póki co pozostawało mi tylko czekać. Było mi przykro z powodu Raizo, w końcu chciał nam pomóc i był to pewnie jeden z powodów przez które go zaatakowano. Z drugiej strony zdawałem sobie sprawę, że prawdopodobnie nikt oprócz mnie, Ayi i Rei nie mógł się na chwilę obecną bronić. Raizo został otruty, Haru jeszcze nawet nie znała swoich umiejętności a nimfa nie dałaby rady w walce z grupą demonów. Zresztą żadne z nas by sobie nie poradziło. Jedyną nadzieją było to, że nikt nas nie zaatakuje ale szanse na to były bliskie zera. Spojrzałem jeszcze raz na mężczyznę i jego składniki by upewnić się, że nie chce otruć Raizo. Ku mojemu zdziwieniu rzeczywiście pracował on nad antidotum. Spojrzałem na Raizo i spokojnym głosem zapytałem.
- Czy on z tego wyjdzie? Wiemy już co się stało? Nie chcę być natrętny ale... - spojrzałem na lekarza który przez cały czas miał na twarzy wręcz przerażająco poważne spojrzenie i czekałem na odpowiedź.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz