piątek, 29 maja 2015

Od Yuuko do Hotarou

Skakałam po dachach i zręcznie manewrowałam pośród ludzi na targu. Oczywiście, mogłam przelecieć ponad ich głowami, ale wtedy nie byłoby to takie ciekawe. Musiałam tylko pilnować chłopaka. Moja pieczęć nie pozwalała mi na nieposłuszeństwo wobec zaklinającego. 
Z ciekawością przyglądałam się chłopakowi, zapamiętując takie szczegóły jak jego ruchy, kiedy kradł jedzenie ze straganów oraz zachowanie, kiedy rozmawiał ze sprzedawcami. Zapisywałam sobie w pamięci to, jakie rzeczy kradł i od jakich ludzi, a także trasę, jaką pokonał. 
Po jakimś czasie chłopak wszedł w mniej uczęszczane, wąskie alejki i wszedł na dach budynku po drabinie przymocowanej do ściany. Usiadł, opierając się plecami o murek, ogradzający płaski dach i wyjął z torby wszystkie swoje zdobycze. Kiedy już ułożył je na dzisiejszej gazecie, wziął do ręki jabłko i ugryzł je. 
Z zaskoczeniem pomyślałam, jak dawno nie miałam w ustach żadnego owocu. Nie do końca wiedząc, co robię, zwędziłam ze stosiku gruszkę i przykucnęłam na murku, kilka metrów dalej. 
- Jesteś jakimś zwierzęciem? - zapytał Hotarou.
Tak, jestem psem rodziny Kuroi - pomyślałam, ale nie powiedziałam tego na głos. Nie zamierzałam go poprawiać. 
Chłopak wzruszył ramionami, i poturlał w moją stronę truskawkę. Musiał zorientować się, gdzie jestem dzięki mojemu głośnemu chrupaniu. Nie miałam nic przeciwko temu, więc chwyciłam owoc i łapczywie wpakowałam sobie do ust. W ramach podziękowania rzuciłam w niego torebką suszonego mięsa. 
- Ehm... Dzięki - podrapał się po głowie metalową ręką. - Dziwny jesteś... Ktosiu. A teraz sobie idź. Sio - zrobił ręką gest, który najprawdopodobniej oznaczał, że mnie wygania. 
Oczywiście, ani myślałam się go słuchać. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz