wtorek, 26 maja 2015

Od Sayuri do Ayi

Pokiwałam głową w zamyśleniu. Wbrew pozorom podchodziłam do tego na poważnie, w końcu od tego zależała przyszłość mojego klanu. Nie mogłam też narazić się ojcu.
- Powiedziałam już - odparłam, nie zmieniając wyrazu twarzy. - Nie wiem. Ostatnio wysłałam na tamten świat wiele osób, ale nie wiem, czy należały one do waszego klanu. Poza tym, nie wiem, co robią inny członkowie mojego klanu w wolnym czasie. To tak jakbyś poszła do prezydenta i zapytała się, kto napadł na bank. Zrobiłabyś tak?
- No, nie... - zawahała się dziewczyna. - Jednak jako przywódczyni klanu powinnaś coś o tym wiedzieć.
- Błąd - odparłam. - Choć może to wyglądać inaczej, jeszcze nie jestem głową klanu Kuroi. Prawdziwym przywódcą jest mój ojciec, ale on woli pozostawać w cieniu, tak więc na większość oficjalnych spotkań chodzę ja. 
- To znaczy, że powinnam się z nim skontaktować? - zapytała Aya, bezwiednie bawiąc się włosami.
- Nie, po prostu nie mogę podejmować samodzielnie żadnych ważnych decyzji. 
- Mogłabyś przejść do rzeczy i przestać wprowadzać mnie w błąd?
- Po prostu pomyśl dwa razy. zanim zaczniesz gadać o wojnie. O ile wasza rasa jest zwykle pokojowo nastawiona. o tyle nasza kocha wojnę. Jak to szło? Demon walki? A może wojny? Nieważne, na pewno znasz takie powiedzenie. 
- Sugerujesz, że jesteśmy słabi?
Odłożyłam pustą puszkę po coli i wyprostowałam się do pionu. Splotłam ręce i oparłam je o blat, po czym uśmiechnęłam się szeroko, po raz pierwszy, odkąd zaczęła się ta rozmowa. 
- Nie. Mówię, że to my jesteśmy silni.

Aya?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz